Krakowski Ośrodek Doradztwa dla Artystów

Ty też jestes instrumentem

 

Wywiad udzielony Fundacji Ad Operam dobrze oddaje nasz sposób myślenia o wykonawcy.


Chociaż spotkał ją każdy, zwykle niewiele o niej wiemy. Trema. Pojawia się w najmniej odpowiednim momencie i dotyczy każdego bez względu na zawód. Artyści są na nią jednak wyjątkowo narażeni. Na burzliwym rynku muzycznym muszą się zmagać nie tylko z konkurencją, ogromnymi wymaganiami, niedostępnością zamkniętych kręgów, ale – jakby tego było mało – czasem też z samym sobą.

Czym jest ten tajemniczy wróg, jak sobie z nim radzić i czy zawsze jest wrogiem – opowiada  Julia Kaleńska-Rodzaj – muzyk, doktor psychologii, adiunkt w Katedrze Psychologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, specjalizująca się w psychologii muzyki, założycielka Krakowskiego Ośrodka Doradztwa dla Artystów „KODA”. Rozmawia Małgorzata Stachura – ekonomistka, śpiewaczka, jedna z założycielek Fundacji Promocji Kultury i Sztuki Ad Operam.

Małgorzata Stachura:    „Trema” – na sam dźwięk tego słowa przechodzą dreszcze. Czy to jest w ogóle uleczalne? ;)

Julia Kaleńska-Rodzaj: To jest naturalne. Każdy z nas w nowej, ważnej sytuacji, gdy nie wszystko zależy od nas, a wiele rzeczy jest niepewnych, przeżywa huśtawkę emocjonalną – trochę ciekawości, trochę obawy, szczypta dumy, odrobina wstydu… Właśnie tak widzę tremę – jako emocję mieszaną, wtedy przestaje ona być jednoznacznie negatywna, dostrzegamy jej lepsze strony, a to daje możliwość zrozumieć tę emocję i wykorzystać, by dodać występowi blasku.

M.S.: Z tremą spotkał się chyba każdy człowiek. Zaczyna się od wierszyka dla babci, przy którego deklamacji zapominamy połowy słów, zaśpiewania „Lulajże Jezuniu” na Wigilii, gdy nie pamiętamy nagle melodii, wygłoszenia referatu, który nagle wydaje nam się bardzo słaby, a kończy na poprowadzeniu szkolenia w pracy. Czy to zawsze jest ten sam stres?

J.K.-R.: Moim zdaniem, te sytuacje są bliskimi krewnymi – robimy coś na oczach innych, co więcej, to coś do innych jest skierowane, co dodatkowo utrudnia wykonanie i tak niełatwego zadania… Najlepsze jest to, że jeśli odwrócimy sprawę „ogonem”, to przekonamy się, że te same sposoby przygotowania się  i opanowania emocji, które ktoś wykorzystuje wygłaszając referat lub sprzedając ludziom produkty, przydadzą mu się w sytuacjach o wyższej randze, np. podczas występów muzycznych. Takie rozpoznanie strategii bardzo pomaga – radzę spróbować!

M.S.: Prowadzi Pani w Krakowie jeden z nielicznych w Polsce ośrodków, które pomagają w walce z tremą sceniczną. Spytam wprost – czy wielu artystów ma ten problem?

J.K.-R.: Wybitni wykonawcy są zdania, że brak tremy jest tak samo szkodliwy, jak i trema paraliżująca. Artysta, który nie przejmuje się wyjściem na scenę, nie ma co na niej robić. Jak widać, problem jest nie w przeżywaniu tremy, tylko w jej nasileniu, umiejętnościach jej wykorzystania. Tego właśnie uczę swoich podopiecznych muzyków na różnych etapach kariery – od uczniów szkoły muzycznej do profesjonalistów rangi międzynarodowej.

M.S.:  A przecież czasem się słyszy, że „zwierzęciem scenicznym” trzeba się urodzić i albo się nim jest, albo nie. Czy jest w tym trochę prawdy? Bo co wtedy, gdy okaże się, że po kilkunastu latach nauki jednak nie nadaję się na scenę?

J.K.-R.: To prawda, różnimy się temperamentem – jedni są bardziej wrażliwi, a inni bardziej odporni emocjonalnie. Ale właśnie ta wrażliwość pozwala muzykom odkryć subtelne emocje zawarte w muzyce, przefiltrować je poprzez własne przeżycia i doświadczenia, wzmocnić je i zwielokrotnić, by następnie przekazać słuchaczowi. Ten dylemat ma jednak rozstrzygnięcie: każdy muzyk może nauczyć się prostych i skutecznych technik radzenia sobie z emocjami, korzystając z literatury psychologicznej lub pomocy specjalisty. Ten drugi sposób jest szybszy i bardziej efektywny.

A o tym, czy nadaje się na scenę, muzyk na pewnym etapie nauki decyduje sam. Nikt za niego takiej decyzji nie podejmie. Niektórzy mimo bardzo dobrych zdolności rezygnują… Widzą dla siebie inne przeznaczenie, coś w czym mogą lepiej rozwinąć swoje możliwości, tam też nierzadko wykorzystują swoje umiejętności muzyczne. Solistą można być w różnych dziedzinach.

M.S.: Jak właściwie psychologia może pomóc muzykowi na scenie?

J.K.-R.: Na wiele różnych sposobów. Daje możliwość uzyskania wglądu w to, jak funkcjonuje własny organizm – ciało i umysł – w sytuacjach stresowych. Pozwala poznać nowe, skuteczne metody uczenia się, by zyskać pewność przygotowania (pierwszy stresogenny czynnik). Pomaga umocnić poczucie własnej wartości, zbudować tożsamość muzyka-profesjonalisty. Pomaga określić indywidualne cele i sposoby ich osiągania. To wszystko nazywam psychologicznym przygotowaniem muzyka do występu.

M.S.: Wydała Pani ostatnio książkę „PSYCHOLOGIA MUZYKI. Pomiędzy wykonawcą a odbiorcą”. Do kogo kierowana jest ta publikacja?

J.K.-R.: Do każdego, kto ma uszy, a w nich słuchawki:) Do każdego, kto lubi muzykę i pragnie odkryć tajemnicę jej oddziaływania na człowieka.  Po raz drugi udało się nam namówić wybitnych polskich psychologów muzyki na stworzenie wspólnej publikacji. W niej każdy z autorów próbuje uchwycić z różnych stron sytuację kontaktu z muzyką – wzajemnych oddziaływań w triadzie muzyka-wykonawca-odbiorca. Jest to barwny patchwork naszych naukowych zainteresowań, światopoglądów, idei, w którym każdy meloman znajdzie coś dla siebie. Zapraszam do lektury:)

M.S.: Czy człowiek może w jakimś stopniu pomóc sam sobie dzięki literaturze?

J.K.-R.: Słyszałam o takich przypadkach:) Jest wiele ciekawych pozycji dotyczących technik  regulacji emocji. Niewiele jednak jest publikacji dotyczących tremy lub emocji przedkoncertowych. Planuję taką książkę napisać, korzystając z doniesień nauki oraz obserwacji z własnej praktyki.

M.S.: Kiedyś byłam na spotkaniu ze światowej sławy polskim śpiewakiem operowym, który przyznał, że każdy muzyk, który osiągnął sukces, korzysta z pomocy psychologa. Dlaczego muzycy mogą potrzebować stałego wsparcia psychologicznego?

J.K.-R.: Twórczość jest kluczową cechą artystów. W planie emocjonalnym, jak już wspominałyśmy, są bardziej wrażliwi, chwiejni emocjonalnie (wykorzystują skrajne różnice temperatur jako natchnienie), ich życie podporządkowane jest tworzeniu – sukcesy na tym polu stają się często miarą sukcesów życiowych, dlatego czasem nawet drobne potknięcia zyskują rangę katastrof. My szukamy wsparcia u bliskich w domu i wśród przyjaciół w pracy. Muzyk ma z tym trochę gorzej. Często późno zakłada rodzinę. Środowisko muzyków jest dość hermetyczne, koledzy borykają się z własnymi problemami, jest też duża konkurencja. W takiej sytuacji psycholog staje się wymarzonym przyjacielem: jest skupiony tylko na tobie (ach, ten egocentryzm twórcy!), zawsze dotrzymuje tajemnicy, udziela wsparcia, konsultuje plany, trenuje umiejętności… Pamiętajmy, że psycholog pracuje przede wszystkim z osobami zdrowymi, wspiera, pomaga się rozwijać, osobami chorymi zajmuje się psychoterapeuta lub psychiatra. W sporcie doceniono współpracę z psychologami, w muzyce to wciąż stanowi novum.

M.S.: Czy ta ogromna konkurencja może również powodować tremę? Czy praca muzyka różni się pod tym względem od innych zawodów?

J.K.-R.: Myślę, że tak. Jeśli pomyślimy trzeźwo o szansach na zostanie solistą, to możemy się trochę zniechęcić. Pocieszeniem jest to, że większość muzyków w Krakowie znajduje swoje miejsce (lub je dla siebie tworzy). Na szczęście twórczość przejawia się też jako przedsiębiorczość – wykorzystaj szansę, a jeśli jej nie widzisz, stwórz dla siebie okazję!

M.S.:  Polski rynek muzyki klasycznej jest od lat krytykowany za utrudnianie dostępu do pracy młodym artystom. Gdy już uda im się dostać angaż, mają często jedną szansę na zaprezentowanie się. I jak tu pokazać się z najlepszej strony?

J.K.-R.: Kluczem jest odpowiednie przygotowanie psychologiczne, przeistaczające motywację do występu w pasję i determinację. Z takim nastawieniem można góry przenosić!

M.S.: Brzmi wspaniale! Czy jest jakaś rada, którą chciałaby Pani przekazać młodym artystom?

J.K.-R.: Odpowiem metaforycznie: Do gry niezbędny jest utwór, instrument i… ty. Ty też jesteś instrumentem – musisz odpowiednio nastroić umysł, wykorzystać maksymalnie możliwości ciała, troszkę dojrzeć, by zabrzmieć własnym dźwiękiem. Jeśli kochasz muzykę, potrafisz wytrwale pracować nad doprowadzeniem do perfekcji swojego instrumentu. Dbaj o niego, a będzie Ci służył całe życie:)

(źródło: http://adoperam.com.pl/2016/06/01/ty-tez-jestes-instrumentem/ przedruk za zgodą Fundacji Ad Operam)

Nas wspierają: